Zajmuje się Pani psychologią i rozwojem życia wewnętrznego. Chciałbym zapytać o granice między psychologią a duchowością i ich wpływie na ludzki rozwój.

Kiedyś dzieliłam ścieżki ludzkiego rozwoju na kilka równoległych dróg. Teraz dostrzegam wielowarstwowość życia psychicznego i duchowego człowieka. To nie anuluje mojego poprzedniego widzenia, ale je uzupełnia.

Na czym polegałaby ta wielowarstwowość?

Trudno to nazwać, ponieważ większość z nas sobie tej wielowarstwowości nie uświadamia. Można to sobie uświadomić dopiero, jeśli dzięki refleksyjności poznamy siebie oraz złożoność własnego przeżywania. Bywa na przykład cierpienie, które przynosi radość, z tym że radość ta pochodzi z innego poziomu niż cierpienie spowodowane jakąś dolegliwością. Podobnie różnego typu ambiwalencje: czegoś się jednocześnie boimy i pragniemy. Można to potraktować jako zlepek przeżyć, ale można też przeanalizować to jako równoczesne przeżywanie czegoś na różnych poziomach.

To jednak wymagałoby ludzkiej wnikliwości i wysiłku poznania.

Trudno to ocenić do końca. Człowiek nie jest świadomy narastania swojego doświadczenia. Każda sytuacja jest nowa i tylko nawyk porządkowania własnego przeżywania oraz refleksja nad nim stopniowo prowadzi do dostrzeżenia wielowarstwowości przeżywania człowieka.

Według jakiej metody dokonywać owego porządkowania?

Pewną szansę dostrzegam w selekcji. Nadmiar bodźców, który jest właściwy dla współczesności, sprawia, że owe dostępne nam bodźce albo odbijamy, albo wchłaniamy jedynie powierzchownie, nie analizując ich, nie pytając o ich źródła czy zamierzone cele. Spójrzmy na przykład na niemal ustawicznie bombardujące nas reklamy. Są czymś bardzo powierzchownym, działają na nasze najprostsze, elementarne potrzeby, nie proponując niczego głębszego. Tymczasem chodziłoby tu o pewną ascezę intelektualną i umiejętność odrzucenia, porządkowania poprzez selekcję. Człowiek nie jest w stanie wchłaniać wszystkiego, co w niego uderza. Oczywiście, zdarzali się geniusze, którzy potrafili dyktować jednocześnie cztery listy i nie mieszali ich, ale to przywilej jednostek wybitnych. Podobno Napoleon tak pracował. Przeciętny zjadacz chleba musi odcinać się od bodźców i nauczyć się sztuki wyboru.

Kiedy Aleksander Sołżenicyn został wydalony ze Związku Radzieckiego i musiał wyjechać na Zachód, w konfrontacji z ową wielością bodźców i rzeczy zachodniego konsumpcjonizmu mówił o konieczności samoograniczenia.

Chodzi o to, że nie wszystko, co do mnie dociera, jest dla mnie. Nieraz trzeba się po prostu odciąć od różnych kanałów i wybrać jeden. Podobnie jak w przypadku telewizji – można oglądać tylko jeden program. Każdy z nas powinien decydować, co wybiera i na czym skupia uwagę.

Czasem jednak docierają do nas bodźce wbrew nam i naszej selekcji.

Na pewno, dlatego ważne jest kryterium selekcji: jaką wartość wybieram przede wszystkim. Potrzebujemy jakiegoś centralnego tematu, na którym się skupimy, odrzucając wszystko, co nam przeszkadza. Oczywiście tych wartości, które człowiek akceptuje i przyjmuje, może być kilka. Skupienie się literalnie na jednej wartości może bowiem prowadzić w skrajnych przypadkach do fundamentalizmu: odcinania się od wszystkiego, co jest inne, i koncentracji na jednym systemie. To oczywiście człowieka zubaża.

Jeśli więc nie wystarcza samoograniczenie i selekcja, która może prowadzić do tak niebezpiecznego dziś fundamentalizmu, to co dalej?

To pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Być może jest to kwestia promowania wartości, które się wybiera. Dla mnie jest to głoszenie słowa Bożego. Zwróćmy uwagę, że fundamentalizm nie głosi światu wartości. Jest zamknięty i broni się przed tym, co reprezentuje świat zachodni. Nie ma w nim tego, co nazwalibyśmy apostolstwem. Jeśli chcemy uporządkować własne przeżywanie świata i siebie, musimy najpierw poznać swoją wartość, swoje granice i otwierać się na rozwój. W żadnym momencie życia nie jesteśmy pozbawieni szansy na rozwój, poza momentem śmierci.