Ubóstwo Chrystusa
Dla postronnego obserwatora Chrystus jawi się jako postać ogołocona z posiadania. Nie ma zamożnych rodziców, rodzi się w prymitywnych warunkach, nie ma wpływowych znajomych na dworze cesarskim w Rzymie czy przynajmniej w gronie kapłanów i polityków w Jerozolimie. Pochodzi z tej krainy, która nie ma zbyt dobrej sławy: Czy może być co dobrego z Nazaretu? (J 1, 46). Aż po śmierć na krzyżu nie ma gdzie głowy złożyć (por. Mt 8, 20), nie ma błyskotliwych adwokatów, którzy uchroniliby Go od straszliwej i niesłusznej kary niewolnika. Po śmierci nie ma nawet własnego grobu. Do dzisiaj Jego obecność nie ma zagwarantowanego prawa do matematyczno-logicznej pewności.
Bardziej wnikliwym spojrzeniom odsłaniają się jednak także rejony posiadania. Chrystus ma rodzinę: niezwykłą Matkę śpiewającą Magnificat, opiekuna tak prawego, że nawet we śnie rozważa sprawy Boże, krewnych – pośród nich Jana Chrzciciela, największego z proroków. Otrzymał dobre wychowanie, dzięki któremu może wzrastać w łasce u Boga i u ludzi. Stopniowo ukazują się nowe obszary posiadania: nauka z mocą (Ty masz słowa życia wiecznego – J 6, 68), zdolność gromadzenia uczniów, władza i roszczenia (Ja jestem drogą i prawdą, i życiem – J 14, 6). On i Jego uczniowie mają nawet trzos pieniędzy, z którego wykradał Judasz (por. J 12, 6). Uczniowie zapytani przez Niego: Czy brak wam było czego? odpowiadają: Niczego (Łk 22, 35), a Natanael powątpiewający na początku słowami: Czy może być coś dobrego z Nazaretu? , nie odszedł rozczarowany.
Największym jednak bogactwem, które odsłania Jego ubóstwo, jest bóstwo i miłosna więź z osobą Ojca w Duchu Świętym. Dzięki niej Chrystus nie musi przytłaczać się nadmierną troską o dzień jutrzejszy, nie musi wszystkiego lękowo-perfekcyjnie planować
– jak sierota zdana tylko na siebie, której przeraźliwa samo-troska jest tak obciążająca, że coraz trudniej robi następny krok w stronę niewiele obiecującej przyszłości. Dzięki boskiej więzi z Ojcem i Duchem Chrystus posiada niepojęty rozmach w swej działalności. Ma nawet odwagę umrzeć i zstąpić do piekieł, ponieważ wie, że Ojciec mocą Ducha, ich miłosnej więzi, wydobędzie Go z piekielnej nędzy. Na ikonie Rublowa Trójca nie jest przedstawiona na tle pałacu carskiego albo w drogocennej biżuterii, ponieważ największym bogactwem są Boskie Osoby i nierozerwalne więzi pomiędzy Nimi.
Chrystus rzeczywiście upraszcza posiadanie w rejonach zauważalnych dla powierzchownego obserwatora, aby poprzez ten „wyłom” wyprowadzić go z więzienia iluzji, że to już wszystko, co można posiadać, aby przekupić widmo nieszczęśliwego życia. Wyprowadzić, aby pokazać nowe rejony posiadania – bogactwa. Mówi: Bliskie jest królestwo Boże (Mk 1, 15). Do zadziwionego łotra na krzyżu zwraca się słowami: Dziś będziesz ze Mną w raju (Łk 23, 43). Jego ubóstwo stało się troską o pełne posiadanie. On jest w swoim ubóstwie ubogacony. Chce pokazać największe bogactwo świata – Misterium Ojca: kto Mnie widzi, widzi także i Ojca (J 14, 9).
Ta ewangeliczna paradoksalność w rozumieniu ubóstwa sięga jeszcze dalej. Chrystus posiada zdolność do dzielenia się swoim bogactwem. Zdolność do dzielenia się jest odkupieńczo-boskim bogactwem Chrystusa. On chce nas swoim ubóstwem ubogacić (por. 2 Kor 8, 9). Ubóstwo jest istotowo związane z dwiema zdolnościami: do posiadania i do oddawania. Oddać, podarować, można tylko to, co się posiada. Nie mogę podarować samochodu swojego szefa, ponieważ nie jest moją własnością. Chrystus posiada swoje życie, dlatego może je oddać aż do ostatniego słowa, gestu – aż do ostatniej kropli krwi. Oddanie jest sprawdzianem posiadania. Chrystus, oddając wszystko, nie stracił niczego, ponieważ oddanie i posiadanie tworzą jedną całość. Kto chce zachować swoje życie, straci je (Mt 16, 25), Chrystus na krzyżu nie stracił swojego życia, tylko je oddał. Ten ewangeliczny paradoks w rozumieniu ubóstwa osiąga swój szczyt w doświadczeniu, że tak naprawdę posiadamy jedynie to, co oddaliśmy.
Nie można w tych rozważaniach pominąć doświadczenia pustki, która tworzy się po oddaniu daru. Chrystus oddał wszystko, całe swoje życie, dlatego doświadcza pustki krzyża, oddaje nawet swoją Matkę i oddaje przeczucie obecności Boga. Doświadcza pustki śmierci i grobu. Jest to specyficzna pustka, nieosiągalna dla tych, którzy w miłości niczego nie oddali. To pustka, której doświadcza matka po odejściu z domu jej dojrzałych do samodzielnej miłości dzieci albo piekarz, który oddał ostatni chleb i pozostała po nim wypełniona zapachem pustka. Ta pustka jest bolesna, stanowi cenę dojrzałości. Może właśnie ona jest spoiwem posiadania, łączy z tym, co naprawdę posiadane. Ta pustka pozwala, daje prawo doświadczyć i powiedzieć: „To jest moje dziecko”, „To mój chleb”.
Chrystus nie jest sam (por. J 8, 16) – ubóstwo okazuje się możliwe tylko w dialogu. Jego pustka nie jest ostateczna, nie jest też destrukcyjną nicością – została przeniknięta obecnością Ducha Świętego, który łączy z Ojcem. Jest „przestrzenią” pomiędzy osobami, przygotowaniem miejsca i oczekiwaniem na nowy dar. Umożliwia przepływ miłości i zadziwienie nieustanną świeżością daru. Uciekając od pustki, tracimy więź. Im więcej gromadzimy, tym mniej jest nam ktoś drugi potrzebny – staje się wręcz zagrożeniem. Do takiego człowieka Chrystus z miłością mówi: Głupcze (Łk 12, 20) – jeszcze dziś stracisz nieporównywalnie więcej albo okaże się, że już dawno niczego nie posiadasz.