Ubóstwo uczniów

 
Ewangeliczne ubóstwo uczniów ma swoje źródło w ubóstwie Chrystusa. Jest ono inne i zaskakujące w konfrontacji z powierzchownym jego rozumieniem. Ubóstwo nie jest rezygnacją z posiadania, ale szkołą posiadania wszystkiego, co dane może być człowiekowi, aby urzeczywistnił siebie, swój pełny rozwój. Kto nie chce czy nie potrafi posiadać, staje się niezdolny do ubóstwa. Ubóstwo rodzi się z miłości do posiadania i jest jak dobra siostra albo cierpliwa nauczycielka, która mądrze przeprowadzi przez trudy ukazane na początku tego artykułu.
 
Ubóstwo uczy posiadania na wszystkich jego płaszczyznach: materialnej, psychicznej i duchowej. Każda z tych sfer wymaga zaangażowania, kompetentnej troski i czasu. Rozwój człowieka zostaje zakłócony, gdy nieproporcjonalnie się obciąży albo wygłodzi jedną z tych sfer. Brak bogactwa zawartego w Credo albo modlitwie Ojcze nasz dotyka własności psychicznej i materialnej, powodując zakłócenie ich równowagi. Nie jest w stanie normalnie posiadać w sferze materialnej ten, kto nie ma głębokich więzi z innymi ludźmi. Gdy u początku poprzedniego stulecia do ojca medycyny psychosomatycznej, lekarza i pisarza niemieckiego Georga Groddecka w Baden-Baden zgłaszali się pacjenci uskarżający się na brak dobrej kondycji somatycznej, ten uczył ich posiadania swoich uczuć, wspomnień, rozmawiania z ludźmi, zabawy, życia we wspólnocie, mądrego spojrze­nia w przyszłość itd.
 
Rodzaj posiadania zależy od rodzaju życia. Gdy mąż i ojciec rodziny kupi sobie drogi kielich i patenę, słusznie wzbudzi niepokój najbliższych, podobnie jak ksiądz, który jeździ luksusowym samochodem. Cieszymy się, że dentysta, któremu powierzamy nasze cenne uzębienie, posiada wysokiej klasy sprzęt medyczny i odpowiednie kwalifikacje stomatologiczne. Podobnie nie mamy zastrzeżeń do duchowego bogactwa księży i sióstr zakonnych, ich bogatej wiedzy teologiczno-ludzkiej i nie mamy do nich żalu, gdy stan ich konta jest niższy niż przeciętnego obywatela. Słusznie zauważa Paul Evdokimov – świecki teolog prawosławny: „Istota pełniąca wiele funkcji sakralnych może być niezmiernie nędzna pod względem duchowym. I na odwrót, «ubogi w Bogu», święty, jest w całej pełni osobą i nie potrzebuje żadnych funkcji ani sakralnych tytułów – sam promieniuje bogactwem, rozdając łaskę po łasce, ponieważ istotowo uczestniczy w Tym, który jest Święty, i Jego samego bezpośrednio wyraża”.
 
Wiele osób, na przykład zakonnych, decyduje się radykalnie uprościć swoje życie w sferze materialnej. Ta ofiara, do której nie wszyscy są powołani, jest przypomnieniem o innych rejonach posiadania – ostatecznie o bogactwie misterium Ojca. Św. Jan od Krzyża zachęca współbraci, aby uprościli wszystko (nada), by pokazać, że posiadanie miłości Boga nie jest fikcją, że jest wszystkim (todo). Jednym z chyba największych dramatów człowieka jest pozostanie na płaszczyźnie materialnej i zagubienie takich bogactw, jak: uczciwość, dialog, przyjaźń, gościnność, rodzina, humanistyczna wrażliwość, kultura, więź z Bogiem itp. Ostatecznie wszelkie posiadanie ma pomóc w posiadaniu tego, co najistotniejsze: dziecięctwa Bożego i wynikającej z niego zdolności do kochania Boga, bliźniego i siebie samego. To, co mamy, powinno być jak cenna ikona, która reprezentuje, uobecnia to Misterium. Ewangeliczne ubóstwo to sztuka „malowania” tym, co posiadamy, aby zajaśniało Oblicze Ojca, który tak […] umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3, 16). Nic nie musi być wyłączone: stolik ze starą lampą i zasuszonymi kwiatami, wiersz Paula Celana, złożony banknot, ciepły sweter, odbicie słońca na klamce, dłoń żony i jej delikatne spojrzenie, przytulone dziecko, szczery dialog i wierność, ból i bezradność, samotność, stara ławka w kościele i drewniany konfesjonał, nieśmiała modlitwa – z tego wszystkiego genialne ubóstwo ułoży przypowieść o miłosiernym Ojcu albo o owcy, która zaginęła.
 
Ewangeliczne ubóstwo radykalnie przeformułowuje kwestię posiadania. Niewiele wie o posiadaniu ten, dla którego jedynym jego kryterium jest transakcja finansowo-prawna. Nie ma niczego ten, kto lękowo i kurczowo trzyma się swojej „własności”, łudząc się, że może wszystko z nią zrobić. Posiadam to, co mogę oddać. Ostatecznie posiadam to, co w miłości oddałem. Oddałem memu dziecku dużo mojego czasu, dlatego nigdy go nie straciłem. To oddanie jest sercem miłości, która pozostaje, gdy odeszły dzieci, młodość, siły i zdrowie, gdy młodszemu koledze oddałem moje stanowisko pracy. A gdy pozostaje pustka po oddaniu, wtedy jeszcze bardziej słychać szept źródła, które nigdy nie wysycha: Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije (J 7, 37). Cenna jest myśl Hansa Ursa von Balthasara, że ewangeliczne ubóstwo możliwe jest tylko w konstelacji z wiarą, modlitwą i Duchem. Ta konstelacja chroni przed sparaliżowaniem w lęku wobec pustki, która pojawi się, gdy wszystko oddam i będę jak niepotrzebny karton wypełniony kiedyś prezentami. Wierzę, że modląc się, uczestniczę i pośredniczę w żywym przepływie miłości pomiędzy Ojcem a Synem w Duchu Świętym. Wierzę, że to boskie źródło w swej zadziwiającej twórczości wypełni nawet bezbrzeżną pustkę – nawet taką, jak w chwili śmierci, w której można stracić albo oddać życie i posiąść je w odwiecznym zakorzenieniu.
 
Ubóstwa trzeba się uczyć, szukając mistrzów i świadków, którzy uchronią je przed banalnym rozumieniem, gdzie tylko cud może uratować od pogubienia i tragedii. A kontemplacyjne spojrzenie powinno nieustannie powracać na „pannę z niemowlęciem” – na misterium ubóstwa i posiadania: „tysiące lat temu / urodziła panna w Galilei / niemowlę / dziecko było bezbrzeżnie nagie / a ona nie miała nic / oprócz miłości” (Halina Poświatowska, Wielkopostna legenda).