Modlitwa nie jest sztuką, którą się zdobywa i na tym kończy się rozwój. Modlitwa zakłada rozwój nieustanny. Każdy człowiek rozwija się integralnie: biologicznie, emocjonalnie, osobowościowo, duchowo, społecznie itd. Gdyby człowiek rozwijał się tylko w jednym wymiarze, a inne zaniedbał, posiadałby braki i defekty fizyczne, psychiczne czy inne.

Podobnie jest z modlitwą. Musi ona rozwijać się przez całe życie. Nie można pozostać na etapie Pierwszej Komunii Świętej czy szkoły średniej. Najczęstszą przyczyną niewiary jest brak rozwoju duchowego i głębszej, przedłużonej modlitwy. Odrzucenie Boga jest zwykle odrzuceniem fałszywego obrazu Boga.

 

Obraz Boga a modlitwa

Istnieje wiele czynników kształtujących obraz Boga. Jednym z nich jest obraz rodziców. W dzieciństwie tworzą się kluczowe pozytywne i negatywne wzorce zachowań. W korelacji z nimi rozwija się wizerunek Boga. Wizerunek ten w swoim powstawaniu i rozwoju związany jest z wyobrażeniem matki i ojca. Wszystkie ograniczenia w relacjach rodziców z dziećmi (urazy, lęki, konflikty i inne negatywne doświadczenia) mogą fałszować relacje z Bogiem.

Zobaczmy kilka przykładów: lęk wobec rodziców zrodzi w przyszłości lęk przed Bogiem; podejrzliwość i nieufność prowadzi do braku zaufania Bogu; zaborczość rodziców tworzy obraz Boga wymagającego i zazdrosnego; potrzeba zasługiwania sobie na miłość rodziców (np. przez dobre stopnie w szkole) zrodzi w przyszłości przymus zasługiwania sobie na miłość Boga i niebo przez przestrzeganie przykazań, dobre uczynki itd.; brak bliskiej więzi, czułości, ciepła kształtuje obraz Boga dalekiego, wielkiego nieobecnego.

Fałszywy obraz Boga może być również skutkiem wadliwego wychowania religijnego, budzącego poczucie strachu. Niektórzy rodzice straszą dzieci Bogiem, piekłem, karą (np. jak będziesz niegrzeczny, to Pan Bóg cię ukarze; burza oznacza, że Pan Bóg się gniewa na ciebie itd.). Takie straszenie Bogiem może prowadzić do urazów emocjonalnych, w których wyniku rodzi się obraz Boga karzącego, okrutnego, dalekiego od miłości, czekającego na potknięcie człowieka, by go ukarać.

Obraz Boga karzącego i surowego jest dość powszechny, zwłaszcza w starszym pokoleniu. Echem tego jest zbyt jednostronnie rozumiane przykazanie, eksponujące nadmiernie sprawiedliwość Boga: Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze.

Istnieje niebezpieczeństwo pozostania w wieku dojrzałym z wczesnodziecięcym wyobrażeniem Boga. Wyrazem tego jest słownictwo związane z życiem religijnym. Osoby dojrzałe posługują się słownictwem typu: Bozia, paciorek… Oczekują od Boga, by interweniował w każdej sytuacji, zaradzając wszystkim problemom i trudnościom. Wyrazem tego są pytania: Dlaczego Bóg mnie tak ukarał? Za czyje grzechy? Jak mógł do tego dopuścić?

Dość powszechne jest traktowanie Boga w sposób magiczny, na zasadzie handlu wymiennego; Boga traktuje się wówczas jak dobrodusznego staruszka, którego można przekupić modlitwami lub ofiarami (Ja Tobie ofiaruję wiele rzeczy, które mnie dużo kosztują, ale Ty za to uchroń mnie od nieszczęść, daj mi zawsze to, o co Cię proszę, i zapewnij mi niebo).

Nie można przez całe życie żyć obrazem Boga wyniesionym z dzieciństwa. Jeżeli człowiek w dziedzinie religijnej pozostaje na poziomie szkoły podstawowej, to jest rzeczą naturalną, że odrzuca obrazy niepasujące do jego rozwoju umysłowego, w tym także wczesnodziecięce, nierzadko infantylne obrazy Boga.

Takie prymitywne wyobrażenie Boga może w przyszłości, w czasie kryzysu wiary, stać się przyczyną negacji Boga.

  

Dlatego warunkiem dobrej modlitwy jest ciągłe poznawanie Boga. Św. Augustyn modlił się: Obym poznał Ciebie i obym poznał siebie. Poznanie Boga jako Trójcy Osób, wspólnoty Miłości, pozwala odkryć siebie jako osobę jedyną, niepowtarzalną, powołaną do życia przez Boga na Jego obraz. Pomaga otworzyć się na prawdziwe i głębokie relacje z innymi; w sposób wolny i świadomy kochać i być kochanym.

 
Dojrzała religijność

Modlitwa zależy również od poziomu religijności. Dojrzała religijność, znacznie upraszczając, charakteryzuje się tym, że nasze motywy są autonomiczne, a nie instrumentalne, czyli wierzymy w Boga ze względu na Niego, a nie na określone korzyści.

W dojrzałej religijności nie traktuje się relacji z Bogiem ani kultu jako formy mechanizmu obronnego. Na przykład każdy z nas doświadcza poczucia kr uchości życia, przemijania, cierpienia. Człowiek dojrzały religijnie potrafi spojrzeć na te wydarzenia w sposób obiektywny, akceptując je, odkrywając ich głębszy sens, interpretując i przeżywając w duchu Ewangelii. Człowiek niedojrzały religijne będzie przeżywał swoją relację do Boga egocentrycznie, wyłącznie w kluczu zaspokojenia własnych potrzeb. Religia będzie obroną przed lękami, frustracjami, będzie redukować lęk przed śmiercią, poczucie winy czy łagodzić rozczarowania.

Życie duchowe człowieka niedojrzałego religijnie będzie ograniczone do wymiaru zewnętrznego, np. dobre uczynki, niedzielna Msza, pielgrzymki, posty; a wszystko w tym celu, aby zasłużyć sobie na niebo. Religijność zajmie miejsce duchowości.

Religia traktowana instrumentalnie przerodzi się stopniowo w magię. Wystarczy przyjrzeć się naszemu polskiemu katolicyzmowi. Dla wielu osób niedzielna Eucharystia to tylko obowiązek, a sakramenty to zwyczaj, tradycja.

Gdy w czasie mojej praktyki duszpasterskiej zapytałem młode małżeństwo, dlaczego chrzczą swoje dziecko, usłyszałem odpowiedź: Na wszelki wypadek. Bo gdyby nie daj Boże co się stało, będziemy mieć czyste sumienie.

 

Równie magiczne jest podejście do sakramentu namaszczenia chorych. Obecność kapłana przy człowieku chorym traktuje się często jako oznakę nieuchronnej śmierci. Takie przekonanie powoduje odkładanie tego sakramentu do ostatnich minut, a nieraz prosi się kapłana dopiero po śmierci. W ten sposób redukuje się sakrament chorych do magicznego zabezpieczenia na ostatnią godzinę.

Magiczny charakter religii jeszcze lepiej obrazuje udział w liturgii. Dla wielu Polaków ważniejsze jest poświęcenie pokarmów w Wielką Sobotę czy posypanie głowy popiołem w Środę Popielcową niż udział w Triduum Paschalnym i Eucharystii wielkanocnej.
W ten sposób gubi się istotę życia religijnego. Religijność zewnętrzna zajmuje miejsce religijności wewnętrznej, czyli duchowości, opartej na miłości do Pana Boga. Przypomina to postawę faryzeuszy, dla których skrupulatne przestrzeganie litery prawa zajęło miejsce miłości Boga i bliźniego.

Zewnętrzne podejście do religijności prowadzi w sposób oczywisty do trudności w modlitwie. Modlitwa wypływająca z utylitarnego, instrumentalnego traktowania Boga będzie bardziej formalna, zewnętrzna, obowiązkowa i nie będzie prowadzić do miłości Boga ani pogłębiać naszej przyjaźni z Jezusem. Warunkiem owocnej modlitwy jest nawrócenie serca, przejście z poziomu religijności tradycyjnej, sformalizowanej na poziom duchowości głębokiej, świadomej, wolnej.