5.  Duchowe formy terapii

W tradycji chrześcijańskiej istnieją różne sposoby duchowego po­dejścia do swoich ran. Pierwsza droga polega na medytacji nad hi­storiami uzdrowień zawartymi w Biblii. Te historie uzdrowień są zaproszeniem skierowanym do nas, żebyśmy przyjrzeli się swoim własnym ranom i przedstawili je Jezusowi. Nie tylko podziwiamy działalność Jezusa przed dwoma tysiącami lat, ale również wierzymy, że tenże Jezus jako wywyższony Pan jest teraz między nami i może uleczyć nasze rany, jak czynił to wtedy. W chorobach, o których opowiadają historie uzdrowień, możemy rozpoznać własne rany: nasz trąd, fakt że nie potrafimy sami siebie zaakceptować; naszą ślepotę, to że uni­kamy doświadczenia własnych ślepych plam; nasz paraliż i nasze zahamowania, które powodują lęk przed porażką; nasze rozdarcie, naszą niemotę, głuchotę i inne. Historie uzdrowień urzeczywistniają się w Eucharystii. Jezus dotyka nas wtedy dokładnie tak samo, jak niegdyś. Jeśli w czasie Komunii Świętej świadomie otwieramy na­sze rany przed Jezusem, możemy doświadczyć uzdrowienia. Nie możemy go jednak wymusić. Również wtedy Jezus nie uzdrawiał wszystkich chorych. Jednakże powinniśmy ufać, że Komunia Świę­ta wpływa na nasze życiowe rany uzdrawiająco.

Innym sposobem duchowego podejścia do naszych zranień jest cześć oddawana wedle tradycji 14 Świętym Wspomożycielom. Każ­dy z nich patronuje jakiejś ranie. Ich legendy i obrazy, które stwo­rzyła sztuka, były dla ludzi zaproszeniem, aby przyjrzeć się własnym ranom i zająć się nimi. Słuchając legend o tych świętych, ludzie po­dejmowali wysiłek pracy nad własnymi ranami i przedstawiali je Bogu. Cześć oddawaną owym 14 Wspomożycielom można rozumieć jako formę duchowej terapii. Chciałbym odwołać się tylko do dwóch przykładów.

Św. Błażej jest patronem chorób gardła. W święto św. Błażeja, w dniu 3 lutego, udziela się jego błogosławieństwa wśród dwu płonących świec. Gardło jest bardzo wrażliwym narzędziem. Lęk może nam zablokować krtań i odjąć mowę. Niektórzy połykają pokarm w taki sposób, że często się dławią. Innym brak powietrza, ponieważ inni ich tego powietrza pozbawiają. Jeszcze inni przeziębiają gardło, ponieważ doświadczają zbyt mało miłości. Z naszymi dolegliwościami gardła zwracamy się do Boga i doświadczamy dzięki błogosławieństwu św. Błażeja Jego miłosiernej miłości w odniesie­niu do gardła jako części naszego ciała, która najbardziej potrzebuje miłości.

Św. Dionizy uważany jest za patrona od bólów głowy. Przy piersi trzyma odciętą głowę. Z powodu bólu głowy cierpią często perfekcjoniści, którzy sami stawiają sobie wysokie wymagania, wtła­czając wszystkie myśli do głowy i nieustannie roztrząsają wszystko, co powinni czynić. Żyją jednostronnie, koncentrując się jedynie na głowie. Są przeintelektualizowani. Ten jednostronny dopływ myśli do głowy musi zostać przecięty. Musimy głowę przyłożyć do serca, a naszym myślom pozwolić „przepłynąć” przez serce, aby nie były tak jednostronne, tak perfekcjonistyczne i tak kontrolujące. Legen­dy i obrazy Wspomożycieli ukazują nam więc drogi, na których możemy przyjrzeć się naszym ranom przed Bogiem, przyjmując i przetwarzając je, abyśmy umieli się z nimi obchodzić tak, żeby zo­stały uzdrowione i przemienione przez Boga.

6.  Poszukiwanie pozytywnych korzeni

Nie możemy jedynie krążyć wokół naszych zranień. Terapia du­chowa poszukuje również mocy uzdrawiających w naszym życiu. Nie nosimy przecież w sobie jedynie zranionego dziecka, którym powinniśmy się opiekować i odpowiadać za nie. Nosimy bowiem w sobie – jak twierdzi John Bradshaw, amerykański psycholog i teo­log – Boże dziecko, które doskonałe wie, co dla niego jest dobre. Można wyrazić tę rzeczywistość również przy pomocy innych ob­razów. Każde dziecko ma swojego Anioła Stróża, który je chroni i towarzyszy mu. Anioł ten towarzyszy również dziecku, kiedy zo­stanie ono zranione. Tak jak Anioł wskazuje Hagar, wypędzonej ze swoim dzieckiem Izmaelem na pustynię, źródło wody, tak samo Anioł wskazuje dziecku w atmosferze zranienia źródło, z którego może pić. Zbyt jednostronnie pytaliśmy w psychologii o przyczy­ny choroby, powinniśmy pytać również o to, co uzdrawia. Ślady Anioła, które odnajdziemy w każdym życiu, wskażą nam moce uzdrawiające w naszym życiu.

Ślady Anioła odnajdziemy pytając: Gdzie jako dziecko czułem się ze sobą dobrze? Co robiłem chętnie? Gdzie mogłem o sobie za­pomnieć? W co najchętniej się bawiłem? Gdzie czułem się przyjęty i bezpieczny?

Pewna kobieta, która miała ojca chorego na chorobę alkoholową i matkę uzależnioną od leków, jako dziecko najczęściej szukała schronienia w kościele przed ołtarzem Matki Bożej. Tam do­świadczała macierzyńskiego Boga, przez którego czuła się kochana i przy którym czuła się bezpieczna. Maryi mogła opowiedzieć o wszystkim, co nękało jej serce.

Inna kobieta szukała jaskiń, w któ­rych mogłaby czuć się bezpiecznie. Jaskinia jest obrazem matczyne­go łona. Jeśli dziecko nie czuje się bezpiecznie przy matce, to nie znaczy, że nie jest bezpieczne. W jaskini doświadcza, że istnieje ma­cierzyński Bóg, który otacza je swoją miłosną obecnością.

Jeszcze inna kobieta, która w czasie wojny jako dziecko zmuszona była spę­dzać wiele godzin w zimnych bunkrach i wyraźnie cierpiała z powodu oziębłości swojej matki, najchętniej w dzieciństwie bawiła się lalkami. Bawiła się zawsze w matkę, która troszczy się o swoją cór­kę i z miłością się nią opiekuje. Tym, czego nie doświadczyła ze strony matki, obdarzała się sama w zabawie. Istnieje bowiem w nas nie tyl­ko konkretne doświadczenie matki i ojca, ale również archetypo­wy obraz ojca i matki. Jako dzieci możemy przenieść ten obraz albo na Boga, u którego możemy wtedy doświadczyć albo macierzyń­stwa albo ojcostwa, albo też na innych mężczyzn czy kobiety z na­szego otoczenia, które zaspokoją nieco nasze potrzeby.

Ostatecznie jednak doświadczenie braku kieruje nas zawsze ku Bogu, ponie­waż jedynie On może zaspokoić naszą głęboką tęsknotę za ojcem i matką.

Nie wystarczy tylko przypomnieć sobie o śladach Anioła w na­szym dzieciństwie. Powinniśmy na nowo zetknąć się z tymi uzdra­wiającymi śladami w naszym życiu. Stanie się tak wówczas, kiedy uświadomimy sobie, co wtedy tak naprawdę przeżywaliśmy, i ze­tkniemy się z tym uzdrawiającym źródłem na modlitwie i medyta­cji.

 

Kobieta, która jako dziecko czuła się dobrze w jaskini, doświadczyła ponownie tego źródła medytując nad tym obrazem. Dotąd również codziennie medytowała, ale zawsze pod presją: Czy naprawdę robię wszystko dobrze? Czy spełniam to, czego Bóg ode mnie oczekuje? Teraz medytowała nad obrazem jaskini. W czasie medytacji poczuła się ogarnięta Bożą miłującą obecnością. Mogła zgodzić się na to, żeby wszystko od niej odpadło. Wiedziała, że teraz, w czasie medytacji, nikt od niej niczego nie chce. Mogła cie­szyć się Bożą miłością. Było to dla niej jak źródło, z którego mogła pić.

 

Pewien mężczyzna, który mógł o sobie zapomnieć, kiedy przy­patrywał się płynącym wodom Renu, starał się co dzień siadać nad pobliskim strumykiem. Tam doświadczał on w obliczu płynących wód, jak problemy jego życia nabierają właściwych rozmiarów. Czuł, jak życie znowu w nim płynie. Rozumiał, co dokonało się w nim w czasie Chrztu, że wytrysnęło w nim Boskie Źródło Ducha Świętego. Spoglądając na wodę, dotykał rzeczywistości Bożej w swoim wnętrzu.

 

Takie sposoby modlitwy i medytacji mają dla nas moc uzdrawiającą. Wtedy Bóg sam uzdrawia nasze rany. Nie patrzymy wtedy wcale na nasze rany, ale na rzeczywistość Boga.

Im bardziej spoglądamy na Boga, który jest już w nas obecny, tym silniej zadziała w nas Jego uzdrawiająca moc. Jest to równie waż­ne jak przedkładanie naszych ran Bogu.

7.  Wnioski

Zostały tu przedstawione tylko niektóre myśli na temat, jak mo­żemy obchodzić się z naszymi zranieniami. Nie jesteśmy po prostu na nie skazani. Mogą one zostać przemienione i uzdrowione, jeśli świadomie się im przyjrzymy i przedłożymy je Bogu na modlitwie. Mogą one zostać przemienione w perły, w coś drogocennego, co nie będzie więcej przeszkodą w naszym życiu i raczej obdarzy je naj­większą wartością. Nie mamy zresztą samych tylko ran, ale też ślady uzdrowień, kiedy Bóg był obecny w naszym życiu. Są to ślady, przez które Bóg chciałby również dzisiaj w nas działać, wypełniając nas swoją mocą i siłą. Bóg jest w nas źródłem zbawienia i uzdrowienia. Musimy je tylko odkryć i zwrócić się ku Niemu. Wtedy pośród na­szych zranień doświadczymy tego, że istnieje w nas przestrzeń, któ­ra jest już zintegrowana i uzdrowiona.

Tłumaczył z niemieckiego Andrzej Marniok

(za: Zeszyty Formacji Duchowej, wyd. Ks. Salwatorianie)