3. Płeć, ciało i pożądanie
a) Nieosiągalny ideał?
To piękny ideał, ale może się wydawać odległy i nieosiągalny. Kiedy się zmagamy z pożądaniem seksualnym, z naszymi zachciankami i chęcią posiadania, wówczas owa bezinteresowna przyjaźń może się wydawać dla nas niedostępna. Środki społecznego przekazu zapewniają nas codziennie, że ten ideał jest nierzeczywisty. Bóg jednak nie przemienia ludzkiej natury, zapraszając nas, abyśmy się trudzili w niebie. Boskie życie przychodzi tam, gdzie jesteśmy, w ludzkiej naturze. Jezus wzywa Zacheusza, aby zszedł z drzewa i spotkał się z Nim na ziemi. Słowo staje się ciałem, bierze na siebie nasze pragnienia, namiętności i naszą seksualność. Jeżeli mamy spotkać Pana i dostąpić uzdrowienia, musimy również stać się cieleśni, zachowując ciało, którym jesteśmy, ze wszystkimi naszymi namiętnościami, zranieniami i pragnieniami.
Zaczynamy od tego, kim i czym jesteśmy. Kiedy ubierają nam habit, przynosimy do Zakonu tę osobę, która jest owocem historii i nosi swoje rany. Jest to osoba, którą Pan powołał, a nie jakaś idealna ludzka istota. Przychodzimy z bliznami przeszłych doświadczeń, być może z nieuzdrowionymi wspomnieniami niepowodzeń w miłości, wspomnieniami przemocy i seksu. Nasze rodziny uczyły nas miłości; one również mogły nam zadać rany, których uzdrowienie zabierze jakiś czas. Wzrastanie w Chrystusowej miłości wymaga czasu i ten czas jest dany. Stanowi on dar, a Bóg zawsze daje swoje dary w czasie. Potrzebował stuleci, aby uformować swój lud, przygotowując drogę do narodzenia się Jego Syna. Bóg obdarza nas życiem cierpliwie, a nie w jednej chwili. Jeśli przyjmujemy Jego dary, powinniśmy także przyjąć sposób, w jaki Bóg nam ich udziela „nie tak jak daje świat, Ja wam daję” (J 14, 27). Przyjęcie owego daru czasu jest być może szczególnie ważne w naszym społeczeństwie, w którym wydłuża się okres młodości i zbyt późno większość z nas osiąga dojrzałość. Musimy zacząć od faktu odczuwania pożądania, posiadania pragnień i ciała. Nie jesteśmy ani aniołami, ani zwierzętami, lecz krwią, ciałem i duchem przeznaczeni do Królestwa. Niemniej jednak, jak powiedział Pascal, jeśli się pomylimy, sądząc, iż jesteśmy aniołami, wówczas staniemy się zwierzętami.
b) Pożądanie
Odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała” (Ez 36, 26). Jeśli nasze serca mają stać się sercami z ciała, musimy pozwolić, aby nasze pragnienia zostały przemienione.
Czym są te pragnienia kształtujące nasze serce, pragnienia, które skrywamy przed innymi, a być może nawet przed sobą? „Nikt z nas nie jest na tyle przezroczysty dla siebie, aby zupełnie wiedzieć, czego w rzeczywistości pragnie”. Dopóki nie spojrzymy rzetelnie w oczy naszym pragnieniom i nie nauczymy się pragnąć dobrze, będziemy im podlegać i będziemy ich więźniami. Jest to szczególnie trudne w społeczeństwie, które jest oddane rozwijaniu pragnień. Nasze społeczeństwo nie umiera z głodu, ale z nadmiaru pragnień. Każda reklama zachęca nas, aby pragnąć więcej, bez końca i bez granic. Nienasycone, bezmierne pożądanie pożera ten świat i może pożreć nas wszystkich. Niepohamowane pożądanie seksualne jest tylko jednym z objawów tego, w jaki sposób nauczono nas postrzegać świat coś do wzięcia i zużycia.
Przede wszystkim jednak owa miłość będąca przyjaźnią zachęca nas, abyśmy spoglądali na innych bez przywłaszczania ich sobie. Cieszymy się nimi bez potrzeby posiadania. Trudno jest zdobyć tę wolność serca, jeśli pozostajemy zniewoleni kulturą rynkową, gdzie wszystko można nabyć i używać nawet innych ludzi. Dlatego prawdziwa przyjaźń żąda od nas, abyśmy zerwali z dominującą kulturą naszych czasów. Musimy się nauczyć, jak patrzeć w sposób właściwy, z jasnością oczyma, które nie pożerają świata i siebie nawzajem. Św. Tomasz napisał: „ubi amor, ibi oculus”. „Gdzie miłość, tam wzrok”. Mówi on, że kiedy pożądamy, spoglądamy na drugiego jak lew spogląda na jelenia posiłek do pożarcia. Dlatego miłość jest nierozdzielna od prawdziwego ubóstwa serca. William Blake pytał: „Czy to może być Miłość, jeżeli pochłania innego jak gąbka wodę?”
Tak więc uzdrowienie pragnień zakłada inny sposób bycia w świecie prawdziwe ubóstwo. Jakim znakiem byłaby czystość, gdybyśmy pozostali zachłanni w innych dziedzinach życia? Don Goergen napisał: „Jeśli uczestniczę w społeczeństwie konsumpcyjnym, bronię kapitalizmu, toleruję maskulinizm, wierzę w wyższość zachodniego społeczeństwa i podejmuję abstynencję seksualną, wówczas jedynie świadczę o tym, co popieramy: kapitalizm, seksizm, zachodnią wyniosłość i abstynencję seksualną. Ta ostatnia nie bardzo ma sens i jest w oczywisty sposób kwestionowana”.
Musimy także jasno rozumieć znaczenie seksualności i wyzwolić się od seksualnej mitologii współczesnego społeczeństwa. Winniśmy zdemitologizować seks.
Z jednej strony związek seksualny postrzega się zazwyczaj jako kulminację wszystkich naszych pragnień wspólnoty i jedyną ucieczkę od samotności.
Został on nazwany ostatnim pozostałym sakramentem transcendencji, jedynym znakiem, że istniejemy dla innych lub nawet, że w ogóle istniejemy. Być pozbawionym związku seksualnego znaczy więc być na wpół umarłym.
Z drugiej zaś strony seksualność jest banalizowana. Pewna angielska madame oświadczyła ostatnio, iż seks nie ma większego znaczenia, niż wypicie filiżanki herbaty.
To właśnie owo połączenie ubóstwienia i banalizacji seksualności sprawia, że celibat staje się tak trudny do uniesienia. Mówi się nam zarówno, że musimy uprawiać seks, jak i to, że możemy go mieć bez chwili zastanowienia.
Powtórne wychowanie naszego ludzkiego serca wymaga, abyśmy jasno pojmowali znaczenie seksualności. Rzeczywiście jest to wspaniały sakrament wspólnoty z drugim człowiekiem oraz dar z samego siebie i dlatego nigdy nie może być banalizowany. Istnieją jednak inne sposoby, dzięki którym możemy w pełni i całkowicie kochać więc brak wymiaru seksualnego nie skazuje nas na izolację i samotność.
Na koniec, kiedy stoimy wobec nienasyconych pragnień rynku, nie jesteśmy wezwani do stłumienia pragnień, ale do tego, aby pragnąć więcej. Jesteśmy ludźmi pełnymi namiętności i chęć ich zniszczenia oznaczałaby powstrzymanie rozwoju i obumarcie naszego człowieczeństwa. Stalibyśmy się głosicielami śmierci. Zamiast tego powinniśmy być wolni dla głębszych pragnień ze względu na niezmierzoną dobroć Boga. Jak mówi japoński dominikanin Oshida, błagamy Boga, abyśmy nie mogli Mu się oprzeć.
– Nasze pragnienia mogą nas zaprowadzić na manowce nie dlatego, że prosimy o zbyt wiele, ale dlatego, iż godzimy się na zbyt mało, decydujemy się na niewielkie zadowolenie.
– „Ideałem jest, byśmy nie musieli w ogóle kontrolować swoich potrzeb, ale mogli dać im pełną swobodę dzięki ich upodobnieniu do niekontrolowanego głodu Boga”.
– Reklamy, które towarzyszą nam wszędzie, gdzie się udajemy, zachęcają nas do walki i deptania siebie nawzajem w wyścigu zmierzającym do zaspokojenia pożądań, które i tak nie mają końca. Natomiast nasz Bóg spełnia nasze nieskończone pragnienia w sposób darmowy. Niech nasze pragnienia staną się głębsze.
Przemiana pragnień zakłada z pewnością jakąś ascezę.
Długo opierałem się takiemu wnioskowi! Dominik niewątpliwie osiągnął wolność, spontaniczność i radość po części dlatego, że był człowiekiem umiarkowanym mało jadł i pił. Ucztował ze swymi braćmi, ale również pościł. Istnieje asceza, która nie stanowi manichejskiego odrzucenia Bożego świata, ale uczy, jak znajdować w nim właściwą przyjemność. „Chodzi o to, aby zrezygnować nie z samych pożądań, to byłoby nieludzkie, ale z przemocy, jaką niosą ze sobą pożądania. Chodzi o to, aby umrzeć dla przemocy związanej z przyjemnością i jej wszechmocnego chrakteru”. Umiarkowanie nadaje miarę naszym pragnieniom według rzeczywistych potrzeb ciała i w ten sposób uwalnia nas od zwodniczych zachcianek i od tyranii pożądania.