b) Wspólnota a orientacja seksualna
To właśnie tutaj można najbardziej wyraźnie zobaczyć różnice kulturowe. Potrzeba wielkiej delikatności, jeśli chcemy uniknąć gorszenia czy ranienia naszych braci i sióstr. W niektórych kulturach dopuszczenie do życia zakonnego ludzi o orientacji homoseksualnej jest wprost nie do pomyślenia. W innych zaś przyjmuje się ten fakt bez zastrzeżeń. Wydaje się, że wszystko, co pisze się na ten temat, jest rozpatrywane według schematu, czy ktoś jest „za” czy „przeciw” homoseksualizmowi. Jest to niewłaściwe pytanie. To nie my mamy Bogu mówić, kogo może czy nie może powołać do życia zakonnego. Kapituła Generalna w Caleruega potwierdziła, że te same wymagania czystości odnoszą się do wszystkich braci jakiejkolwiek orientacji seksualnej i nikt nie może być spod nich wyłączony na takiej podstawie. W Caleruega odbywała się szeroka dyskusja na ten temat i jestem pewien, że będzie ona kontynuowana.
W jaki sposób nasze wspólnoty mogą wspomagać i podtrzymywać braci, gdy stają oni wobec kwestii swojej orientacji seksualnej? Musimy najpierw uznać, że ta sprawa dotyka głęboko naszego poczucia tożsamości. Dlatego dla wielu młodych ludzi, którzy wstępują do Zakonu, jest to delikatne i ważne pytanie i to z dwóch powodów. Przede wszystkim często występuje głęboki głód tożsamości. Dla wielu młodych ludzi najważniejsze pytanie brzmi: „Kim jestem?”
Po wtóre, z powodu przedłużającego się okresu dojrzewania, charakteryzującego dziś wiele kultur, kwestia orientacji seksualnej często pozostaje bardzo długo nie rozwiązana. Czasem otrzymujemy prośby o dyspensę od braci, którzy dopiero dość późno uświadomili sobie, że są zasadniczo heteroseksualni, a zatem zdolni do małżeństwa.
Gdy brat zaczyna sądzić, że jest homoseksualny, jest bardzo ważne, by wiedział, że jest akceptowany i kochany taki, jaki jest. Może on żyć w lęku przed odrzuceniem i oskarżeniem. Lecz owa akceptacja jest chlebem na drogę, podczas której będzie on dążył do odkrycia głębszej tożsamości. Jest to tożsamość dziecka Bożego. Nikt z nas, heteroseksualny czy homoseksualny, nie może bowiem odnaleźć swej najgłębszej tożsamości w swojej orientacji seksualnej. To, kim najgłębiej jesteśmy, musimy odkryć w Chrystusie. „Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3, 2). Przez nasze śluby angażujemy się w naśladowanie Chrystusa i w odkrywanie w Nim naszej tożsamości. To nasze ubóstwo sprawia, że zostajemy „wyrzuceni” poza owe małe tożsamości. „U korzenia wszelkich przejawów chęci posiadania leży pragnienie bycia sobą pragnienie najbardziej zaborcze. Nie powinno ono być we mnie otchłanią bez nazwy, która jak próżnia nieuchronnie wciąga w siebie bezimiennego Boga, lecz winno być tożsamością, którą posiadam tożsamością, którą określa fakt, że jestem jej właścicielem”. Każdy brat, który czyni swą orientację seksualną głównym elementem swej publicznej tożsamości, myli się co do tego, kim najgłębiej jest. Zatrzymuje się na poboczu drogi, podczas gdy wezwany jest do pójścia do Jerozolimy. Najbardziej podstawowe jest to, iż możemy kochać i w ten sposób jesteśmy dziećmi Boga. Dla Niego zaś nie jesteśmy seksualnie atrakcyjni. Nie dotyczy to jednak tylko poczucia tożsamości jednostki. Mamy tożsamość jako bracia i siostry. Jesteśmy odpowiedzialni za konsekwencje, jakie dla naszych braci ma sposób, w jaki przedstawiamy siebie zwłaszcza w dziedzinie tak delikatnej, jak orientacja seksualna.
Każdy brat winien być więc akceptowany taki, jaki jest. Jednak wytworzenie się jakichś podgrup wewnątrz wspólnoty, opartych na orientacji seksualnej, prowadziłoby w sposób bardzo silny do podziałów. Może to zagrażać jedności wspólnoty. Może utrudniać braciom praktykowanie czystości, którą ślubowali. Może wywierać na braci presję, by myśleli o sobie w sposób, który nie jest centralny dla ich powołania jako głosicieli Królestwa. W końcu mogą oni odkryć, że sposób ten jest nieprawdziwy.