c) Zakochanie

Chociaż przedstawiamy przyjaźń jako najwyższe objawienie tej miłości, która jest życiem Boga, to jednak możemy się zakochać i może to być jedno z najbardziej znaczących doświadczeń naszego życia. Jedno z pierwszych publicznych pytań, jakie mi zadano kiedyś po wyborze na generała, podczas spotkania z wielką grupą dominikańskich studentów z Filipin, brzmiało: „Timothy, czy byłeś kiedykolwiek zakochany?” Następne zaś pytanie było takie: „Czy było to przed czy po wstąpieniu do Zakonu?” Jeśli się to przydarzy, rzeczywiście będziemy potrzebować wsparcia i miłości naszych wspólnot.

Dla brata czy siostry, którzy przez śluby oddali swe życie Zakonowi, zakochanie jest prawie zawsze momentem kryzysu. Jednakże, jak nam to często przypomina na Radzie Generalnej o. Jean-Jacques Pérenn?s, kryzys jest momentem, który można wykorzystać. Może być owocny. Każde doświadczenie miłości może być spotkaniem z Bogiem, który jest miłością.  – Zakochanie może być chwilą, kiedy nasz egocentryzm zostaje rozdarty, a my odkrywamy, że nie jesteśmy centrum świata.

 

Może ono zburzyć, przynajmniej na jakiś czas, owo zaabsorbowanie sobą, które nas zabija. Zakochanie jest „dla wielu ludzi najbardziej niezwykłym i odkrywczym doświadczeniem ich życia. Za jego pomocą centrum znaczenia zostaje nagle wyrwane z jaźni, a marzycielskie ego zostaje wstrząśnięte świadomością całkowicie innej rzeczywistości”.

Gdy raz przeszliśmy przez to głębokie wyjście z siebie („unselfing”), nie możemy po prostu żyć dalej tak, jak gdyby nic się nie stało. Nie możemy udawać, że nigdy nie spotkaliśmy tej osoby, i że możemy wrócić do naszego starego życia, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Może to być jeden z powodów, dla których brat, który się zakocha, prosi o dyspensę ze swych ślubów gdyż to stare życie, do którego się zobowiązał, skończyło się.

Gdy Thomas Merton, amerykański cysters, był u szczytu sławy jako pisarz duchowy, bezgranicznie się zakochał w pielęgniarce, która opiekowała się nim w szpitalu. Pisał w swoim dzienniku, że „był umęczony przez stopniowe uświadamianie sobie zakochania i nie wiedział, jak mógłby bez niej żyć”. Jak Otello, stając wobec utraty swej ukochanej Desdemony, mówi, że jest ona „tam, gdzie złożyłem całe serce, gdzie chcę żyć, a jeśli nie, to wolę nie żyć w źródle, z którego wypływa mój strumień, dzięki któremu nie wysycha…”

Nie możemy sobie wtedy wyobrazić życia bez tej osoby, którą kochamy. Musimy więc modlić się o dar życia, jakiego rzeczywiście nie możemy sobie wyobrazić,  życia, które może przyjść jedynie jako dar od Boga. Jezus na Krzyżu nie oczekuje życia, które można sobie wyobrazić, lecz życia niepojętego i obfitego, jakim obdarzy Go Ojciec. Tak więc my nie możemy stworzyć życia. Ono musi być dane.

W takim momencie jest nam bardzo trudno oddać się w ręce Ojca, w zaufaniu, że ta śmierć otworzy drogę do zmartwychwstania. Jak nigdy przedtem będziemy potrzebować naszych przyjaciół, braci i sióstr. Oni będą mogli wierzyć za nas wtedy, gdy my nie będziemy mogli, że na tej pustyni możemy spotkać Pana życia. Być może nigdy wcześniej nie czuliśmy się tak żywi, tak pełni życia. Możemy odczuwać, iż ta miłość jest tym właśnie, czego szukamy przez całe nasze życie. Jak możemy podjąć ryzyko stracenia jej? Możemy wyschnąć, stracić nad sobą panowanie i ulec frustracji!

W tym momencie musimy ufać, że jeśli pozostaniemy wierni naszym ślubom, Bóg również będzie wierny. Otrzymamy życie w obfitości.

–        Biograf Mertona mówi, że doświadczenie zakochania, jakie ów przeżył, dało mu w końcu „wewnętrzne uwolnienie, jakie nadało mu nowe poczucie pewności, bezbronności w jego powołaniu i w głębi niego samego nie musiał się już przesadnie asekurować”.

–        Może się wydawać, że sugeruję, iż takie doświadczenie jest prawie koniecznym krokiem na drodze naszego duchowego rozwoju.

–        Wcale nie chcę tego powiedzieć. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13).

–        Jako zakonnicy oddajemy samych siebie, by przyjąć pełnię życia w tajemnicy tej przyjaźni, która nie jest zaborcza. Także my, księża i zakonnicy, możemy w straszny sposób niszczyć siebie samych i innych, gdy się zakochujemy. Inni mogą nas postrzegać jako „bezpiecznych”, a my możemy samych siebie za bezpiecznych uważać. Łatwo możemy nadużyć innych przez pozwalanie sobie na pewną formę „emocjonalnej turystyki”, która zostawi nam wolny powrót do naszej wspólnoty, gdy sprawy staną się niebezpieczne, lecz prawdopodobnie zniszczy tę drugą osobę. Podkopie także zaufanie ludzi do Kościoła, a nawet do Boga i to na zawsze.