Przyczyny smutku

 

Ewagriusz zna, oczywiście, rozróżnienie pomiędzy biblijnym smutkiem, który jest z Boga (2 Kor 7, 10), a smutkiem zawinionym, a więc w jakimś sensie – przeciwko Bogu, a na pewno zawsze – przeciwko człowiekowi. Ten pierwszy każe się smucić grzechem, myśleć o śmierci i sądzie oraz nie dopuszczać radości sprzecznych z wolą Bożą. Staje się mimowolnie, gdy człowiek na przykład boleje nad popełnioną nieprawością, „sprawcą dobrej pokuty” (O różnych rodzajach złych myśli 12, t. 1). Drugi rodzaj smutku bierze się natomiast „z nieprawości: nawiedza serce, nie ujawniając przyczyny smutku” albo „wciska się do serca i rodzi się z przyczyn nadzwyczajnych” (Traktat dla Eulogiusza mnicha 7, t. 2). Ewagriusz mówi zagadkowo.

 

Może chodzi o to, że kiedy grzeszymy, z czasem ogarnia nas przygnębienie, a im mniej przyznajemy się do grzechu i godzimy się na niego, tym większa zostaje gorycz i nieświadomość co do jej przyczyny? Niekiedy przychodzą bezpośrednie podszepty zła, którym daliśmy przystęp przez własny upadek. I chociaż wiemy, że te myśli nie są nasze, że przychodzą z zewnątrz i kuszą nas, to jednak na skutek jakiegoś zniewolenia złem nie jesteśmy w stanie się im oprzeć… Tak czy owak, grzech zbiera pokłosie smutku, nieraz tragiczne.
Co do przyczyn, to spotykamy u naszego mnicha werbalne rozróżnienie pomiędzy zewnętrzną i wewnętrzną przyczyną smutku (por. List do Melanii 42, t. 2). Do jakiegoś stopnia pewnego rodzaju smutki są niezależne od naszej woli, przynajmniej na pierwszym etapie. Przychodzą mimowolnie i ich przyczyna może być zupełnie zewnętrzna. Fakt ich powstania nie musi zależeć od nas. Natomiast od nas zależy, czy przy nich będziemy trwali, czy takie chwilowe zmartwienie nie przerodzi się w trwały stan, który Ewagriusz nazywa „namiętnością smutku” (O praktyce ascetycznej 6, t. 1).

 

Smutek jest wprost nieodłącznym towarzyszem doznanego niepowodzenia czy jakiegoś trudnego położenia (por. O wadach, które przeciwne są cnotom 3, t. 1). Jego powodem są często różne doświadczenia losowe. Niekiedy jego przyczyną staje się bliźni: konflikty z innymi, krytyka ze strony innych, ich wady. Znamienne, że tego rodzaju zmartwieniami Ewagriusz niewiele się zajmuje. Jakże często temat godzenia się z przykrym losem podejmowała filozofia grecka, choćby w wydaniu stoickim. I Pismo Święte ma wiele do powiedzenia. Tymczasem pustelnicze środowisko, do którego pontyjski mnich adresuje znaczną część swoich pism, potrzebuje porad dotyczących innej sytuacji. Świeckim przypada w udziale walczyć w świecie rzeczy, a mnichom – ze swoimi myślami (por. O praktyce ascetycznej 48, t. 1). Dlatego głównym obiektem zainteresowań Ewagriusza staje się smutek biorący się z myśli, smutek mający wewnętrzną przyczynę.
Na pograniczu czynników zewnętrznych i wewnętrznych stoją podszepty demoniczne, nakłaniające do przygnębienia. Mamy do czynienia z anachoretami, w środowisku których żywa była świadomość potrzeby walki ze złymi duchami. Dla pustelników nie były one abstrakcyjnymi tworami, ale postaciami, które w nocy rzucały na ścianę cienie i błyskawice, inspirowały nocne widzenia wywołujące lęk albo odrazę, przerażały groźbami, wrzaskiem, ukazywaniem się w postaci czarnoskórych ludzi czy dzikich zwierząt, dotykały i nękały ciało niczym skorpiony, rozpalały skórę, pozostawiając na niej ślady, wywoływały chorobę, groziły mieczem i śmiercią. Demony, za pomocą myśli czy nawet bez nich, manipulowały wnętrzem ascety, jego psychiką, groziły utratą rozumu, pokazywały dawne grzechy, podsuwały smutek przeciwny Bogu. Zamknięci w swoich celach pustelnicy bali się diabelskich ataków, własnej bezradności, życia w ciągłym lęku.

 

Podstawowym narzędziem demonicznego działania było podsuwanie pokus. Te próby napełniały zmartwieniem kuszonego. Może tylko on sam jest tak doświadczany… (por. O sporze z myślami II 64, t. 2). Czyż nie wykracza to ponad ludzkie siły?! Ciągle nękają, nie ma nadziei na zwycięstwo… (por. O sporze z myślami II 31, t. 2). Może przyjdą jeszcze dotkliwsze pokusy… Próby nasilały się przez zewnętrzne utrapienia, które stawały się jakby przyczółkiem złego ducha (por. Traktat dla Eulogiusza mnicha 6, t. 2).

 

Wymownym i dokładnym świadectwem tych lęków przed demonami jest czwarta księga pisma Ewagriusza O sporze z myślami, skąd czerpiemy powyższy ich opis. Znamienne, że w księdze tej, poświęconej zwalczaniu smutku, autor niemal wyłącznie zajmuje się pustelniczym lękiem przed demonami. Ów lęk zdaje się uznawać za podstawowy powód smutku anachorety.
Przejdźmy do innych przyczyn smutku. Rzecz jasna, granica pozostaje płynna pomiędzy smutkiem płynącym z zewnątrz i wewnątrz. Mnich z Pontu podaje przykłady różnych sugestii, którym anachoreta ulega. Wprawdzie podsuwa je pewien realny stan rzeczy, ale dochodzi do zniekształcenia jego odbioru, jakiejś myślowej nim manipulacji, autosugestii dyktowanej określonym zwątpieniem – niekiedy również z inspiracji demonicznych. Na skutek tego mnich wyolbrzymia trudności i cierpienia na drodze ascezy, przepowiada własny upadek, wyobraża sobie trudności, w jakich znajduje się jego rodzina, starość i chorobę swoich rodziców, czuje się wyobcowany z rodzinnych więzi (por. O sporze z myślami IV 42, 50, 60, t. 2).

Dochodzimy tu do podstawowego pytania. Skąd ostatecznie bierze się zniekształcający rzeczywistość smutek? Ewagriusz, korzystając z platońskiego podziału duszy, dostrzega w niej część rozumną i nierozumną, dzieląc tę drugą na pożądliwą i popędliwą. Złe myśli dotyczące obżarstwa, nieczystości, chciwości i gniewu „przydarzają się nam jako zwierzętom”, a więc powstają w nas bardziej na podłożu fizjologicznym, w sferze nierozumnej, natomiast myśli smutku, próżnej chwały i pychy przydarzają się nam „jako ludziom” (Rozważania 40, t. 2). Można rzec, sięgają głębiej, samego ludzkiego „ja”. Innymi słowy, jeśli pierwsze wynikają bardziej z niższej warstwy naszego człowieczeństwa, którą nazwijmy sferą wolitywno-zmysłową, to drugie – z wyższej, wolitywno-rozumowej.
Nie jest zatem słuszne, by smutek wiązać z jedną z dwóch wyżej wymienionych „niższych” części duszy, z pożądliwą czy popędliwą. O ile pewne namiętności spośród ośmiu wyróżnianych przez naszego autora dadzą się tak powiązać, to smutek – nie. Jak zobaczymy, może być pochodną każdej namiętności. Pożądliwość i popędliwość zdaje się w sposób pośredni wpływać na smutek, a ostateczną instancją jego generowania jest wola i rozum. Ewagriusza, gdy podaje powyższą genezę, nie interesują jednorazowe, przelotne myśli, ale raczej te, które stanowią syndrom istniejących namiętności, pojawiają się znacznie częściej i agresywniej oraz kształtują określoną postawę.

 

S