VI. JEZUS I LĘKI

Na problem lęków spójrzmy jeszcze oczami wiary. Ludzkie siły są często zawodne, by im się oprzeć. Zauważmy najpierw, że Jezus również przeżywał lęki. Widoczne to jest szczególnie w Ogrojcu, kiedy przeżywał trwogę konania. Gęste krople krwi, sączące się na ziemię były uzewnętrznieniem lęków związanych ze zbliżającą się męką. W tych lękach Jezus jest nam bardzo bliski. Obarczony przez Boga cierpieniem, dźwigał także nasze lęki.

Jezus nie stosuje żadnych form ucieczki przed lękiem. Świadomy tego, co ma nastąpić i tego, że taka jest wola Jego Ojca, wchodzi w cierpienie i śmierć i związane z nią lęki. Jezus szuka pomocy w swoich lękach. Najpierw u swoich uczniów. Prosi ich, by z Nim czuwali, mówi o swoich lękach: Smutna jest dusza moja aż do śmierci (Mt 26, 38).

W naszych lękach potrzeba nam pokory. Trzeba nam najpierw przyznać się do swoich lęków przed sobą i przed innymi. Często nie pozwala nam na to nasza chora ambicja i dlatego stosujemy maski pewności siebie. Chcemy ukryć naszą lękową bezbronność i bezradność. Warto znaleźć osobę, do której mamy zaufanie, by móc z nią rozmawiać o swoich lękach.

Musimy jednak mieć również świadomość, że żaden człowiek nie rozwieje naszych lęków związanych z problemem życia i śmierci. Może to uczynić jedynie Bóg Ojciec. Także Jezus w Ogrojcu miał świadomość, że tylko Bóg może uspokoić Jego serce. Dlatego modlił się z zaufaniem i posłuszeństwem: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie. I Ojciec wysłuchuje prośby Syna: Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go (Łk 22, 42 n). Bóg nie uwalnia jednak Jezusa od cierpienia. Daje Mu jednak umocnienie, by Jego walka była skuteczna. Podobnie jest w naszym życiu. Bóg nie uwalnia nas od trudu zmagań z tym, co chce nas pogrążyć w smutku i rozpaczy, ale daje łaskę, byśmy w sposób pewny i skuteczny brali los w nasze ręce. Jezus nie obiecywał również swoim uczniom łatwego ani taniego życia. Przeciwnie, mówił o krzyżu i cierpieniu. Ale zapewnił te, że jest z nami w tych zmaganiach, aż do skończenia świata (Mt 28, 20).

Doświadczenie zagrożenia i lęku jest dla nas kryterium autentyczności naszej wiary. Lęk jest wielką próbą dla człowieka. Jest kuszeniem złego ducha, który chce nas odizolować od Boga i bliźnich, zamknąć w sobie, rzucić w rozpacz. A rozpacz to brak wiary w moc Boga. Ostatecznie źródłem wszystkich lęków jest nasza niewiara, próba budowania bezpieczeństwa tylko na własnych siłach, które są ograniczone i zawodne. Ujawnia się to szczególnie we wszystkich sytuacjach granicznych człowieka: w chorobie, niepowodzeniach życiowych, rozczarowaniu ludźmi, zagrożeniu śmiercią itd.

Doświadczenie lęku jest wyzwaniem do przekraczania siebie samego, do wyjścia z tego, na czym było oparte nasze dotychczasowe życie, by móc budować fundament, który nie runie, nawet, gdy padną wszystkie ludzkie zabezpieczenia. Sytuacje lękowe są darem dla wzrostu naszej wiary. Co zwycięży o tym decyduje nasze serce, które albo otworzy się na wiarę w działanie Boga w naszym życiu, albo zamknie się w sobie.

Ostateczną terapią na nasze lęki, te zwyczajne, codzienne i te silniejsze, nerwicowe jest więc pełne otwarcie się na Boga i Jego miłość. Celem naszej modlitwy, naszego zmagania się z sobą winno być doskonalenie się w doświadczeniu miłości Boga, bliźnich i siebie samych. Wzrost wewnętrzny, mierzony wzrostem wiary, zaufania i miłości będzie prowadził nas do coraz większej wolności wobec naszych lęków.

Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? Czym będziemy się przyodziewać? […] Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie (Mt 6, 31 n).

W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości(1J 4, 18).

 

Opracował: Stanisław Biel SJ (główne źródło: K. Horney, Neurotyczna osobowość naszych czasów)